2013-03-21

Rozdział 1

20 marca 2013, Red Street 14, Londyn.

 

Na wąskich, kręconych schodach pojawiła się wątła postać dziewczyny. Zeszła ona do pomieszczenia o jaskrawo czerwonych ścianach. W kącie stała duża popielnica a obok niej czarna, skórzana sofa.
Brakowało w nim życia, ponieważ ani w tym, ani w żadnym innym pokoju tego budynku nie znajdowała się chociażby jedna roślina. Było tak wcale nie dlatego, że właściciel ich nie lubił- o nie! Jedynym powodem zdawało się być to, że nie było tu nikogo, kto by się takimi rzeczami zainteresował. Ludzie nie przychodzili tutaj, by podziwiać wystrój. Daleko im było do tego. Zazwyczaj piękne, przestronne wnętrza mieli we własnych domach. Dlatego też przychodzili do tego brudnego, obskurnego, można powiedzieć trochę zaniedbanego miejsca. Niektórzy mogli mieć już dość tego wiecznie poukładanego życia, inni sztywnych, wyrafinowanych żoneczek... Ale w miejcach takich jak to nie miało to żadnego znaczenia. Nikt nie pytał o to, jakie jest kogo samopoczucie. Gdyby klienci chcieli słyszeć takie śpiewki zapewne byliby w zupełnie innych miejsach- u terapeutów, psychologów lub, jak kto woli, księży. Pod Red Street 14 przychodziło się na góra kilka godzin, aby się wyładować a potem wracało się znów grać ukochanych mężów, ojców, szanowanych biznesmenów, sympatycznych panów prezesów czy innych świętoszków.
Dziewczyna usiadła na sofie, założyła nogę na nogę i zapaliła cienkiego papierosa. Nie mogła mieć więcej niż osiemnaście lat, jednak wyglądała znacznie dojrzalej dzięki dobrze zrobionemu makijażowi. Długie, cerwone włosy, mimo, iż były tylko peruką wyglądały bardzo naturalnie, przy okazji również dodając jej lat. Jej wyraz twarzy zdawał się być bardzo pewny- tak, jak by czuła się na swoim miejscu, dokładnie wiedząc, co robi. Kiedy jednak miało się możliwość zarzymać na niej wzrok na nieco dłuższą chwilę można było dostrzec delikatne, ciemne cienie pod oczami i zmęczenie. Była już w pracy od ponad dziewięciu i pół godziny i szczerze miała już ochotę rzucić to w cholerę, wrócić do mieszkania i po uprzedniej odprężającej, ciepłej kąpieli zasnąć na bardzo, bardzo długo. Wiedziała jednak dobrze, że musi zostać tutaj jeszcze na długość jednej wizyty.
Kiedy facet pojawił się w drzwiach i utkwił wzrok w jej nagich, długich nogach nie okrytych choćby najmniejszym kawałkiem materiału westchnęła z ulgą. No! Wreszcie jest, pomyślała uśmiechając się sztucznie w jego kierunku. Zrobi, co musi, ona trochę pojęczy, pójdzie sobie i wreszcie będzie mogła trochę odpocząć. Bez słowa złapała go za krawat jednocześnie nakazując iść za sobą. Zaprowadzilła go na piętro, a następnie do pokoju, gdzie zwykle przyjmuje klientów.
- Jak masz na imię przystojniaku? - zapytała.
- Dla Ciebie Josh, maleńka.
Dziewczyna uśmiechnęla się raz jeszcze słysząc wyraźne podniecenie w jego głosie i postanowiła zabawić się, mimo tego, że nie bardzo miała ku temu siłę.
- Wszyscy faceci o tym imieniu byli wspaniali. Zobaczymy jak ty się spiszesz, chłopczyku. - zagrała, by go jeszcze bardziej rozpalić. A on, jak każdy poprzedni, kupił to bez najmniejszego problemu.
A potem było już jak zawsze...
Kiedy skończyła pracę było już bardzo późno. Włożyła więc na siebie szare, dresowe spodnie, niebieską koszulkę z muppetem i trampki. Zarzuciła na ramię torbę i zabierając od recepcjonistki Ellie swoją kurtkę pożegnała się z nią, życząc miłej nocy.

Wyszła w ciemną przestrzeń i od razu wstrząsnął nią dreszcz zimna. Szybko ubrała kurtkę i udała się w stronę mieszkania po drodzę zahaczając tylko o nocny, by kupić jakąś zupę w pięć minut i mleko. To był ciężki i długi dzień, ale jak inaczej dałaby sobie radę, niż zarabiając własnym ciałem?

 










~*~





 

 

Mała, siedmioletnia szatynka z uśmiechem przyklejonym do ust wbiegła do dużego hollu z którego dostała się bezpośrednio do gabinetu dziadka Nicolasa.
- Dziadku! Dziadku! - krzyczała, nie zwracając uwagi na to, że ten jest głęboko pochłonięty rozmową przez telefon.
Kiedy ją zobaczył przerwał jednak konwersację uprzednio przepraszając i zapewniając, że oddzwoni w niedługim czasie. Tylko on byłby w stanie rzucić wszystko dla tej dziewczynki i poświęcić jej każdą minutę. Dbał o nią i troszczył się. Był dla niej idolem, z którego chciała brać wzór. Szczerze mówiąc był także jej jedyną, prawdziwą rodziną. Rodzice, mimo, iż nadal żyli, nie interesowali się nią. Widywała ich kilka razy w roku tylko przy okazji ważniejszych świąt. Nieobecność rekompensowali jej drogimi podarunkami. Tak, to prawda. Była rozpieszczona, ale kto w jej sytuacji by nie był? Przecież miała siedem lat. Nie miała pojęcia, że nie każdy ma tak bogate życie, jak ona sama.
- Dziadku! W ogrodzie znalazłam taaaaaaaką dużą dżdżownicę! - krzyknęła rozkładając ręce tak szeroko, jak tylko potrafiła.
Wielu z rodziców i dziadków słysząc taką brednię nie byłoby zadowolonych i nakrzyczało by na nią, ale nie Nick. Uśmiechnął się z podziwem i wstał z fotela.
- W takim razie musisz mi ją natychmiast pokazać, Sophie. Przyznam szczerze, że jak żyję tak wielkiego okazu nie widziałem. - powiedział z przejęciem.
Następnie dziewczynka, chwytając ukochanego dziadka za dłoń pociągnęła go na zewnątrz.
- Nie tak prędko, maleńka! Nie zapominaj, że dziadek jest już starszym człowiekiem. - zaśmiał się ani trochę nie zwalniając kroku.
Prawdą było, że przy Sophie Nickolas nie czuł się starszy, lecz zupełnie odwrotnie- młodniał z dnia na dzień.

Któż by pomyślał, że w niedalekiej przyszłości ten cały ustabilizowany świat miał się zmienić? Że to piękne, kolorowe dzieciństwo, które miała Sophia u boku swego jedynego dziadka miało ulec rozpadowi?

Już kilka lat później Nickolas zmarł na zawał serca. Ten dzień Sophia zapamiętać już miała na całe swoje życie.

Miała wtedy piętnaście lat. Trudno nawet opisać ten dzień, bo nie wyróżniał się on niczym szczególnym. Sophie była jednak pewna, że ranek był bardzo pogodny mimo późnej jesieni. Tego dnia Nickolas podczas śniadania nagle poczuł się gorzej. Było to bardzo dziwne, ponieważ jej dziadek nigdy poważnie nie chorował. Tylko kilka razy dopadło go przeziębienie.
W pierwszej chwili Sophie pomyślała, że jej dziadek najzwyczajniej w świecie się zgrywa. Kiedy jednak próbował wstać upadł na podłogę, po czym przyłożył dłoń w miejsce serca, a jego oddech stał się ciężki i urywany. Dziewczyna migiem znalazła się przy nim i próbowała złapać z nim jakikolwiek kontakt. Na próżno.
- Toria! Toria zadzwoń po pomoc. Szybko! - zawołała, kiedy gosposia już wybierała numer na pogotowie.

Nickolas został przewieziony do szpitala, ale nie minęło dużo czasu, zanim w korytarzu pojawił się lekarz z wiadomością, że obumarcie komórek serca było zbyt duże... Nic nie udało się zrobić.

Duża część Sophie umarła w tym momencie razem z dziadkiem.

 

 



 



~*~

 


 


 

Położyła się do łóżka i spojrzała za okno. Księżyc tego dnia świecił bardzo jasno, choć do pełni mogły zostać jeszcze conajmniej 3 dni. Przypomniała sobie o swojej wizycie w bibliotece i o rozmowie z chudą, niską bibliotekarką.
Weszła bez słowa do ogromnego pomieszczenia i od razu zbliżyła się do Nancy.
-Nienawiść do rodziców, zdrada, zmiana życia, fortepian i ktoś bliski, kto odchodzi na zawsze.-wyrecytowała jednym tchem, tak, jakby zastanawiała się nad tymi słowami już od dłuższej chwili. W rzeczywistości nie miała pojęcia, co chce przeczytać. Po prostu wyrwała kilka scen ze swojego życia i powiedziała je na głos w poszukiwaniu rozwiązania. To nie tak, że chciała znaleźć swoją drogę, którą, według ksiażki, miałaby podążać. Po prostu chciała poczytać, czy i ewentualnie jak ktoś inny poradził sobie w podobnej do niej sytuacji. Nancy nie było przez dobre siedem lub osiem minut a gdy wróciła trzymała w rękach niezbyt duży tom.
- Proszę, Lizz. Myślę, że zawiera wszystko, o czym wspominałaś. Miłego czytania. - powiedziała i uśmiechnęła się nieznacznie.
Nancy była osobą bardzo dokładną, miłą i zawsze potrafiła znaleźć coś dla każdego. Prawdziwa bibliotekarka z powołania. Wiele osób sądziło, że mimo swojego młodego wieku mogła przeczytać już większą część biblioteki, w której pracowała. Dziewczynie jednak nie o to chodziło. Wiedziała, że przychodząc tutaj nie zostanie oceniona. Nancy zdawała sobie sprawę z tego, czym zajmuje się Lizz, a mimo to często się do niej uśmiechała, była miła i pomocna. Lisa wyobrażając sobie anioła myślała właśnie o niej.
Wzięła do ręki książkę i zaczęła czytać:

"Ronnie siedziała zgarbiona na przednim fotelu samochodu i nie mogła zrozumieć, dlaczego rodzice tak jej nienawidzą.
Ponieważ tylko to mogło tłumaczyć, czemu wylądowała tutaj, w odwiedzinach u ojca, w tej zapomnianej przez Boga ludzi dziurze, zamiast spędzać wakacje z przyjaciółmi w domu na Manhattanie.
Nie, wykreślić to. To nie były zwykłe odwiedziny. Odwiedziny trwają weekend albo dwa, może nawet tydzień. Wizytę jeszcze by chyba wytrzymała Ale siedzieć tu do końca sierpnia? Przez prawie całe lato? To było zesłanie i przez niemal dziewięć godzin, jakie trwała jazda tutaj, czuła się jak więzień, którego przenoszą do zakładu karnego na prowincji. Nie mieściło jej się w głowie, że mama skazała ja na to.
Była tak pogrążona w swoim nieszczęściu, że dopiero po chwili rozpoznała 16. sonatę C - dur Mozarta. Był to jeden z utworów, które wykonała w Carnegie Hall przed czterema laty, i wiedziała, że mama nastawiła go, gdy Ronnie spała. Niepotrzebnie.
Wyciągnęła rękę i wyłączyła odtwarzacz.
- Dlaczego to robisz?-zapytała mama, marszcząc brwi. - Lubię słuchać, jak grasz.
- A ja nie.
- To może tylko przyciszę?
- Przestań, mamo, dobra? Nie mam nastroju.
Spojrzała za okno; wiedziała doskonale, że mama zacisnęła usta, tak że przypominały teraz kreskę. Ostatnio często to robiła. Jakby jej wargi były namagnetyzowane." ~

Zatrzymała się na chwilę i uśmiechnęła do siebie resztkami sił. No tak, faktycznie to coś dla mnie- pomyślała. Nie zdążyła jednak wrócić do czytania, bo jej powieki stały się nadwyraz ciężkie i zamknęły się na świat. Dziewczyna zasnęła w myślach słysząc usypiającą ją sonatę C-dur.

 


~*~

 

 

 

 

1. Wszystko napisane pochyłą czcionką to retrospekcje.
a "~" to fragment ksiązki Nicolasa Sparksa - "Ostatnia Piosenka"

2. Pragnę wszystkich serdecznie powitać na blogu "Destroy what destroys you"!
Mam głęboką nadzieję, że to, co będę tutaj tworzyć przypadnie wam do gustu.

3. Zachęcam do reklamowania swoich blogów w zakładce "SPAM!". Tam też możecie prosić o wpisywanie do "Polecam" :-)

4. Byłabym wdzięczna o wyrażenie swojego zdania poniżej.

Pozdrawiam.

6 komentarzy:

  1. Naprawdę dobry rozdział. Całkiem ciekawie piszesz. Czekam na kolejną część i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa. Kolejny rozdział już niedługo :)

      Usuń
  2. Cudownie piszesz ^.^ i piszę bo mam przyjemność po informować cię że nominuję cię do versatile blogger award Zapraszam na bloga tam masz szczegóły ;*
    forever-together-one-direction.blogspot.com
    w zakładce nominację ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ogromnie zaskoczona tym faktem, dziękuję !! :D
      Pozdrawiam serdecznie ;*

      Usuń
  3. Pierwszy rozdział jest tak tajemniczy i wciągający, że mam ochotę przeczytać już całego bloga. Masz bardzo ciekawy styl pisania.
    Dodaję się do obserwatorów, żeby nie przegapić kolejnych rozdziałów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło. Zachęcam do przecztania kolejnego rozdziału, który ukazał się przek kilkoma minutami. Pozdrawiam :)

      Usuń

Obserwatorzy